Tramwaje w Lizbonie, zwane tutaj eléctrico, są doskonałym przykładem na to, że nie wszystko zawsze musi być supernowoczesne, hiperszybkie i ekstrakomfortowe. Urocze jest to, że po stolicy Portugalii pomykają właśnie takie trochę jakby nieporadne, podstarzałe tramwaje z duszą. Momentami jest w nich niesamowicie ciasno (w końcu to jeden mały wagonik z 20 miejscami siedzącymi i 38 stojącymi). Aby wysiąść na wybranym przystanku trzeba dać tramwajarzowi znać staroświecko brzmiącym dzwonkiem (czerwone przyciski w kilku miejscach wagonika). W Lizbonie tory tramwajowe poprowadzone są normalnie ulicami, czyli tramwaje muszą współdzielić pasy ruchu z samochodami. Nierzadko zdarza się tak, że kierowca zostawi swoje auto na światłach awaryjnych (albo nawet po prostu zostawi) zaparkowany całkowicie na torowisku, albo tak, że jakąś częścią auta uniemożliwia przejazd tramwaju. Czyli dokładnie tak, jak w niektórych miejscach w Poznaniu (szczególnie jak świeża warstwa śniegu przykryje torowisko...).
4
komentarze